środa, 30 czerwca 2010

List Miłki do pewnej Pani i pewnego Pana



Droga Pani i drogi Panie,

mam na imię Miłka.
Właściwie to nie umiem pisać, ponieważ jestem psem, ale skoro w moim życiu wydarzył się taki niewiarygodny cud, że z dna łańcuchowego piekła trafiłam do Raju, czyli do Waszego domu, to przy tym fakt, że piszę list, nie jest niczym nadzwyczajnym, prawda?
Wszyscy zachwycają się moimi delikatnymi łapkami, śmieją się, że takie jedwabne, mięciutkie.
Bo ja nigdy na nich nie chodziłam.
Kiedy byłam mała, jakiś człowiek zabrał mnie od mamy i uwiązał przy stercie desek ciężkim, brudnym, zardzewiałym lańcuchem. Szyję miałam ściśniętą tak mocno, że gardło bolało mnie przy każdym kęsie jedzenia. Właściwie bolało bardzo rzadko, bo jedzenie pojawiało się bardzo rzadko. Byłam tak głodna, ze próbowałam zjeść łańcuch, bo wszystkie źdźbła trawy i małe kamienie w zasięgu pyszczka juz zjadłam. Czasem zjawiał się ten człowiek, rzucał mi skórki z ziemniaków i kopał mnie. Miałam rany na głowie i poranione łapy, na których nigdy nie chodziłam, mogłam tylko stać, bo łańcuch był krótki.
Płakałam, wyłam, wtedy ten człowiek bił mnie jeszcze mocniej, więc przestawałam płakać i tylko ciągle potwornie się bałam.
Pewnego dnia przyszła dziwna pani: schyliła sie nade mną, płakała i śmiała się równocześnie.
Zrobiła coś bardzo dziwnego: wyciągnęła rękę i zaczęła głaskać mnie po głowie i uszach.
To było takie... przyjemne. Polizałam ją w rękę.
- Miłka, Miłeczka, moja śliczna, zabieram cię stąd! - powiedziała do mnie miła pani, a zaraz potem przyszła inna pani, równie miła, odwiązała sznurek, który ściskał mi szyję i zapięła miękki pasek, a do niego sznurek, który nazwała smyczą.
I poszłyśmy. Łapy bolały mnie przy każdym kroku i nie umiałam ich stawiać.
Ten straszny człowiek stał z boku i patrzył. Bardzo się bałam, ale pani pogłaskała mnie i powiedziała, że on już nigdy mnie nie dotknie. Rzeczywiście, nawet nie próbował.
Pojechałyśmy samochodem do miejsca, które moje panie nazywały "hotelik". Było tam dużo psów i dużo jedzenia. Było mi trochę smutno, że pani, która nazwała mnie Miłką, zostawiła mnie tam i odjechała, ale zaraz o tym zapomniałam, bo miałam tyle rzeczy do zrobienia!
Pani zresztą obiecała, że będzie mnie odwiedzać i że znajdzie mi najwspanialszy domek na świecie, bo jestem najpiękniejsza, najkochańsza i najmilsza! Nie rozumiałam, co to jest "domek", no i nie miałam czasu na myślenie. Miałam tyle jedzenia! Opiekowała się mną ładna i miła pani, był też miły pan, który uczył mnie chodzić na smyczy. I Pucuś, w którym natychmiast się zakochałam i taka jedna głupia Betty, która też się zakochała w Pucusiu i musiałyśmy się nim dzielić.
Przyjechała też zupełnie nowa pani, która dała mi mnóstwo tabletek i zastrzyków, smarowała moje poranione łapki maścią, to było trochę nieprzyjemne. Zaczęłam chorować, bardzo bolał mnie brzuszek, podobno dlatego, że za dużo jadłam, a mój żołądek nie był przyzwyczajony do jedzenia.
Na szczęście, jakoś to minęło.
Pewnego dnia przyjechał bardzo miły pan i ładna pani z blond włosami i zabrali mnie z hoteliku.
Bardzo się bałam, że odwiozą mnie to tego strasznego człowieka.
Ale oni przywieźli mnie do Was. Do mojej nowej Pani i mojego Pana. Moich, nareszcie moich, od których nikt mnie już nie zabierze!
Kiedy przyjechaliśmy, Pan i Pani byli bardzo smutni, ponieważ trochę wcześniej umarł ich ukochany pies. Pani uśmiechnęła się na mój widok i dała mi pić, a Pan powiedział, że nie chce nowego psa.
Bo Pan już nigdy więcej nie chciał być taki smutny jak wtedy, kiedy umarł jego pies.
A ja przecież Panu nigdy nie umrę! Pokazałam, jaka jestem miła i wesoła, wskoczyłam na kanapę, napadłam na lustro, biegałam po ogrodzie!
I Pan zgodził się, żebym została.
Jestem najszczęśliwszym psem na świecie. Pokazuję Wam to codziennie. Dziękuję Wam ogonem, nadstawionymi do głaskania uszami, uśmiechniętym pyszczkiem, a nawet kupą w ogrodzie.
Wszystko robię z radości!
Nie umiem napisać listu, jestem przecież psem. Spróbowałam jednak nieporadnie napisać, jak bardzo Wam jestem wdzięczna i jak bardzo Was kocham.

Wasza Miłka

poniedziałek, 28 czerwca 2010

Słodki czerwiec












































































































Koniec czerwca jest słodki, bo maki, bławatki, truskawki. Cukierek Tofik w nowym domu szczęśliwy i nie zawsze grzeczny (zdjęcia przysłała pani Agnieszka, opiekunka Tofika).
Mała Tola też pojechała do własnego domu! Na zdjęciach w nowych szeleczkach, w ramionach swojej pani, trochę zaspana, zmęczona upałem.
Jak dobrze jest wsypać garść dobrych wiadomości jak garść truskawek do koszyka i nacieszyć ich słodyczą!












czwartek, 24 czerwca 2010

Gusia, mała księżniczka










































































































































Panie i Panowie, oto Gusia - jedna z siostrzyczek, które już mieszkają we własnych domkach!
Jej Wysokość Gusia przyjęła Ori nader uprzejmie - zaprezentowała swoje wszystkie zabawki i pokazała, jak należy się nimi bawić. Pozwoliła swojej Pani podać kawę i szarlotkę i z uwagą przysłuchiwała się rozmowie, która jednak... powoli... ją znudziła i ukołysała do snu.
Domowe kotki - szylkretowa Krecia i Gryzelda o królewskiej postawie i jeszcze bardziej królewskich wąsach - nie przyłączały się do zachwytów nad Gusią. Jak na ich gust, mała porusza się zbyt prędko i potrafi wydawać z siebie mało przyjemne dla kocich uszek dźwięki.
Na szczęście, Gusia uczy się traktować kotki z szacunkiem, podobno - chociaż to wieści jeszcze nieoficjalne - odbyły się cereminialne obwąchiwania i trącanie nosami.
Niestety, nie obejdzie się bez refleksji. Dopadła ona bowiem Ori w chwili, gdy z panią Joanną wąchały łapeczkę śpiącej Gusi, debatując, do czego można ten delikatny zapach porównać (a ich biedni mężowie patrzyli na siebie ze smutkiem i współczuciem).
To jest ta refleksja: odwiedziny u szczęśliwie umieszczonego psa to NAGRODA za ciężką pracę, strach, zniechęcenie, szukanie, błaganie, wiecznie liczenie, czy wystarczy pieniędzy na hoteliki i leczenie,
nieprzespane noce z powodów wyżej wymienionych. Bo łapka szczęśliwego psa pachnie szczęśliwym psem po prostu. Koniec refleksji.
P.S.

Gusia znalazła wspaniałych Opiekunów dzięki Waszej pomocy!
Wysyłane dalej i dalej maile szczeniaczkowe utworzyły łańcuszek, który doprowadził Gusię do pani Joanny, a Mumi do pani Marzeny.
Na podstawie śledztwa przeprowadzonego z panią Joanną, Ori udało się ustalić, że tym razem szczęśliwym "trafionym" oczkiem łańcuszka była Anna z blogu Waniliowo!
To szczególna radość dla Ori, ponieważ Anna ma dla niej od dawna mnóstwo cierpliwości i życzliwości i wielokrotnie pomagała Domowi Tymianka.
Dlatego, dziękując gorąco wszystkim Oczkom łańcuszka, Ori chciałaby szczególnie mocno podziękować Annie, ale po co zawracać jej głowę gadaniem - Aniu, szczęśliwa mała Gusia jest jedynym właściwym podziękowaniem!













wtorek, 22 czerwca 2010

Nowe skarby Domu Tymianka










































































































































































































































Te cztery cudne maluchy wraz z równie cudną mamą kilku dni temu stały się podopiecznymi Domu Tymianka. Ori stała się wprawdzie nadopieczną szóstki rodzeństwa (jak szaleć, to szaleć!), ponieważ jednak dwie siostrzyczki dzięki gwałtownej akcji pod nazwą Łańuszek Maili Molestacyjnych pojechały już do własnych domów, pod skrzydłami Domu Tymianka przebywają tylko cztery pieski. O ich niezwykłej mamie Wenie Ori napisze osobno, osobno będą także wieści z nowych domów Gusi i Mumi.
Tola, Puszek, Nela i Arionek mają ponad trzy miesiące. Zaraz po urodzeniu zostały wraz z mamą zamknięte przez zwyrodnialca w komórce, gdzie miały umrzeć z głodu. Wydobyte z miejsca kaźni jeszcze żywe szkieleciki zostały umieszczone w hoteliku dla zwierząt, odkarmione i odpieszczone.
Ori, odwiedzając swoich podopiecznych, zaprzyjaźniła się z maluchami - o ile można mówić o przyjaźni przy takiej różnicy wieku! Kiedy więc okazało się, że fundacja, która zajmowała się pieskami, z powodu kłoptów finansowych zamierza je odwieźć do schroniska, Ori przejęła opiekę nad psią rodziną. Koniec historii.
Tola i Puszek to czarne, lekko kudłate stwory o oczkach jak węgielki. Są tak do siebie podobne, że trudno zgadnąć, które z nich jest na którym zdjęciu. Ori udało się na szczęście uchwycić bliźniaki razem, na dowód, że są rzeczywiscie dwa!
Nela jest gładką, delikatną panienką o złoto-czarnej sierści. Arionek natomiast jest tak podobny do Oriona z Domu Tymianka, że Ori musiała mu znaleźć jakieś orionopodobne imię.
Pieski z mamą nadal mieszkają w hoteliku (tam, gdzie wilk Dorian) i bardzo, bardzo czekają na swoje prawdziwe domy!