A z Pucusiem było tak: kiedy Ori na początku marca odwoziła Tymoteusza do Serocka, na stacji benzynowej w tym miasteczku swym iście sokolim wzrokiem wyłowiła młodziutkiego, bezradnego czarnego psa, który ufnie zbliżył się do człekokształta myjącego samochód i został przez niego oblany lodowatą wodą z węża. Ori wypadła natychmiast z samochodu, ale pies po prostu rozpłynął się w zadymce śnieżnej.
Tymoteusz został szczęśliwie ulokowany w hoteliku, a Ori nie mogła zapomnieć tamtego bezradnego pyszczka. Zła i leniwa strona jej natury podsyłała myśli tego rodzaju: "Zapomnij o nim, to tak daleko, pojedziesz i go na pewno nie znajdziesz, jest tyle bezdomnych psów na świecie, zaraz spotkasz następnego, nie dasz rady utrzymać drugiego psa w hoteliku, zresztą u Magdy nie ma miejsca, a do domu go nie weźmiesz, bo Snupi go pożre z zazdrości!" Ori cierpliwie słuchała tych bredni, zaczęła się jednak powoli odgryzać:"To nie jest bezimienny pies, tylko Pucuś!
I na pewno go znajdę, bo się uparłam i już!"
A ponieważ w Ori niekiedy odzywają się duchy góralskich przodków, jej upór doprowadził do tego, że wczoraj w towarzystwie dwójki doświadczonych wolontariuszy Vivy, Magdy i Pawła, wyruszyła "odławiać" Pucusia.
A ponieważ w Ori niekiedy odzywają się duchy góralskich przodków, jej upór doprowadził do tego, że wczoraj w towarzystwie dwójki doświadczonych wolontariuszy Vivy, Magdy i Pawła, wyruszyła "odławiać" Pucusia.
Pucuś spał na chodniku przed sklepem w centrum miasta. Pierwszy dostrzegł go Paweł. Pucuś leżał nieruchomo, trudno było odgadnąć, czy śpi, czy już umarł z głodu. Ori - naprawdę z duszą na ramieniu - przykucnęła obok psa i podsunęła mu pod nos parówkę. Pucuś otworzył oczy, zjadł parówkę i polizał Ori w rękę. Szczęście!
Magda i Paweł założyli Pucusiowi delikatnie obrożę i smycz.
- Zabieracie go do schroniska? - ucieszył się niezupełnie uzębiony człekokształt, który stał sobie przed sklepem i rozrywał się w ten sposób w sobotnie popołudnie.
- Zabieramy go do domu - warknęła Ori.
-Ooo! - wyraził podziw człekokształt - To bardzo ładny pies! Ale po co pani parówkę mu daje?
Są kurze korpusy po 80 groszy, a nie parówkę psu dawać! - pouczył Ori i dodał elegancko:
- Ale ja przepraszam!
Pucuś poszedł grzecznie do samochodu. Zjadł kolejne parówki i wpatrywał się w trójkę dziwnych, głaszczących go ludzi przeraźliwie smutnym i pozbawionym nadziei wzrokiem. Ori przypomniała sobie, jak bezdomny Tymoteusz łasił się do niej, jak prosił i jak ją wprost uwodził. Pucuś tylko patrzył. Zawahał się przed wejściem do samochodu, zachęcony kolejną parówką wszedł jednak i przytulił się do Magdy. Ori głaskała go po mięciutkim, takim "świeżo opierzonym" łebku.
Pucuś wysiadł przed hotelikiem znacznie już dzielniejszy i z podniesionymi uszami. Kiedy za bramę wypadły domowe suki, natychmiast zaczął się z nimi bawić. Bardzo przestraszył się szczekania pozostałych psów - a zdaje sie, że prym wiódł tu Tymoteusz - i schronił się do kojca.
I na tym kończy się historia beznadziejnie smutnego, zewsząd przepędzanego bezdomnego psa, a zaczyna się historia Pucusia, który w troskliwych rękach Magdy i Darka, a pod skrzydłami Domu Tymianka, będzie czekał na kogoś, kto go pokocha tak mocno jak Ori, ale kto będzie mógł mu ofiarować także ciepły i pełen miłości dom.
Dom Tymianka doczekał się - ho, ho, w ciągu jednego miesiąca! - już drugiego psiego podopiecznego i bez Waszej pomocy nie da sobie rady. Bardzo, bardzo prosimy, szczególnie w imieniu Tymoteusza i Pucusia - koszt hoteliku dla każdego z nich to 400 zł miesięcznie - o pomoc finansową. Każda najmniejsza suma wpłacona na konto Fundacji - numer i pozostałe dane umieszczone są na pasku bocznym - jest bezcenna!
Nie wszyscy wiedzą, bo i skąd, że pieniądze z 1 procenta docierają do fundacji dopiero we WRZEŚNIU. A strach pomyśleć, ile psów do tego czasu upatrzy sobie sprytnie Ori za swą wybawicielkę;-) (Ori przy okazji apeluje do bezdomnych zwierząt, aby chwilowo udomowiały się w innych miejscach).
Tymek i Pucuś czekają...